Na Islandię wybrałem się z synem - Filipem. To miała być niełatwa wyprawa, bo intensywna. W planie była trasa o długości ponad 1400 km. w ciągu zaledwie 4 dni.
Wylądowaliśmy w Keflaviku tuż po północy, odebraliśmy z wypożyczalni auto i ruszyliśmy w trasę do Jökulsárlón (ok. 420 km. / 5,5 godziny jazdy). Plan był taki, by dotrzeć przez noc do najdalej oddalonego miejsca eskapady i stamtąd zacząć zwiedzanie, kierując się z powrotem na zachód wyspy. Młody niebawem zasnął na siedzeniu pasażera a ja walczyłem za kierownicą z opadającymi powiekami. Droga nr 1 była o tej porze całkiem pusta, w ciągu kilku godzin minąłem może nie więcej niż 10 aut.
Koło godziny 5 na horyzoncie się rozjaśniło i zaczęło wyłaniać się słońce. Zrobiliśmy sobie krótki postój przy mijanym wodospadzie: szum spadającej ze skał wody i poranne świergotanie ptaków były jedynymi dźwiękami, które dało się tu słyszeć. Zresztą przez cały wyjazd, za wyjątkiem stolicy i miejsc obleganych przez turystów ogarnięci byliśmy dojmującą ciszą tej wyspy.
O świcie dotarliśmy do krainy śniegu, gdzie z lodowca Vatnajökull odłamują się ogromne lodowe bryły i spływają do Atlantyku przy Diamond Beach. Na czarnych kamyczkach pokrywających plażę szkliły się w promieniach słońca wyrzucone przez fale na brzeg kawałki lodu.
Następny postój zrobiliśmy sobie przy Fjallsárlón Lake gdzie można podziwiać kolejny jęzor lodowy ginący w wodnej toni. Później pojechaliśmy do miejscowości Öræfi gdzie obejrzeliśmy zabytkowy Hofskirkja Turf Church: pokryty ziemią i trawą kościółek i otaczający go cmentarz. Tutejsze groby były pagórkami, niektóre z wetkniętym białym krzyżem.
Nadszedł czas, by rozprostować nogi – z miejscowości Skaftafell wybraliśmy się na ok. 5-kilometrową, pieszą wędrówkę (Svartifoss Trail) do wodospadu Svartifoss. Po drodze minęliśmy wodospad Hundafoss. Trasa jest krajobrazowa, idzie się wzdłuż rzeczki płynącej kanionem a w oddali widoczne są grafitowe, ostre szczyty gór. Wodospad Svartifoss otoczony jest kamiennymi kolumnami, które wyglądają jak dzieło rzeźbiarza, ale to natura je stworzyła.
Islandia to wyspa wspaniałych form: góry przecięte kanionami rzek, niezliczone wodospady, lodowce, skały, wulkaniczna, szorstka tekstura powierzchni, przełamana gładką warstwą porostów i traw tworzą jedno z najwspanialszych na ziemi dzieł. Często podczas jazdy zatrzymywaliśmy się na drodze, by urzeczeni widokami, wyskoczyć z auta z aparatem i uwiecznić cudowne kadry. Takim miejscem była np. Lómagnúpur, skała rodem z ilustracji węża który połknął słonia (z "Małego Księcia") .
Często na Islandii można zobaczyć pozostałości po obecności człowieka – ruiny gospodarstw czy obiektów inżynierskich. Takim fotogenicznym miejscem był opuszczony most w miejscowości Kálfafell. W wielu miejscach widać, że życie współczesnych Islandczyków przeniosło się do miast.
W dalszej podróży zatrzymaliśmy się przy wodospadzie Fossálar, zaś później, w Dverghamrar, obejrzeliśmy kamienną formację skał. Kilkaset metrów dalej obfotografowaliśmy zaś wysoki wodospad Foss á Síðu.
Następnie znów czekała nas piesza wędrówka tym razem wzdłuż Kanionu Fjaðrárgljúfur. Jest to piękny kanion ze strumieniem pośrodku. Jest długi na około 2 km, a w niektórych miejscach jego ściany osiągają wysokość dochodząca do 100 m. Końcową atrakcją tej trasy był wodospad Mögáfoss.
Dalsza droga na wschód przebiega przez wulkaniczny obszar Mýrdalssandur, ukształtowany przez wulkan Katla: zastygłą lawę i rozrzucone przez erupcję skały na tle ziemi pokrytej zielonym mchem.
Było popołudnie i już zdążyliśmy poczuć zmęczenie zwiedzaniem, ale zostały nam jeszcze do odwiedzenia: czarna plaża Reynisfjara, skalne formacje Reynisdrangar, półwysep Dyrhólaey z latarnią morską i widokiem z wysokości na czarną plażę i nadbrzeżne klify.
Ten półwysep to najbardziej wysunięta na południe część Islandii. Tworzą go bazaltowe skały, położone pośrodku dwóch dużych plaż. Latem ponoć jest to świetne miejsce, aby zobaczyć z bliska maskonury. Z górnej części półwyspu Dyrhólaey roztacza się wspaniały widok w stronę lodowca Mýrdalsjökull i na czarną plażę Reynisfjara.
Po tych mocnych akcentach dotarliśmy do miejsca naszego pierwszego noclegu – w Sólheimahjáleiga Guesthouse. Zjedliśmy tu gorący posiłek, a na wieczór Filip znalazł nam jeszcze w pobliżu jedną atrakcję – wrak samolotu w Solheimasandur.
Droga do wraku samolotu jest zamknięta dla samochodów osobowych, Kursują tu tylko wahadłowo wielkie turystyczne ciężarówki, a na wytrawnych piechurów czeka 45 minut spaceru w jedną stronę. Wrak samolotu jest bardzo malowniczy i odwiedza go sporo turystów. To była już ostatnia atrakcja tego dnia, po 40 godzinach na nogach, bez snu – zasnąłem w pensjonacie gdy tylko przyłożyłem głowę do poduszki. Licząc nocny odcinek przejechaliśmy dziś ponad 670 km.!