Trzeci dzień zwiedzania Islandii przeznaczyliśmy na atrakcje m. in. "Złotego Krągu" i rozpoczęliśmy z hotelu w Reykholt, wyjeżdzając na drogę nr 35. Mieliśmy przed sobą ponad 260 km. trasy). Pierwszy postój urządziliśmy 8 kilometrów dalej, przy szerokim na 80 metrów i wysokim na 7 wodospadzie Faxafoss znajdującym się na rzece Tungufljót. Było tu dość kameralnie, nieliczni turyści nie przeszkadzali w kontemplowaniu natury, czego nie można powiedzieć o kolejnym "must see" Islandii: Geysir - obszarze gorących źródeł. Strokkur to gejzer, który jest tu najbardziej aktywny i widowiskowy. Woda wystrzeliwuje w powietrze co kilka minut. Czasem słup wyrzucony w górę jest bardzo wysoki, ale jak robiłem zdjęcia - akurat tryskał ledwie na kilka metrów. Erupcje oglądają tłumy, ale trzeba przyznać, że atrakcja jest niecodzienna. Nad oczkami wodnymi i strumykami unosi się para wodna a w powietrzu mocno wyczuwalny jest zapach związków siarki.
Niewiele dalej docieramy do jednego z najpiękniejszych wodospadów Islandii – Gullfossa. Tak naprawdę to dwie kaskady spadające z różnych wysokości. Pierwsza – położona wyżej – ma 11 m wysokości. Druga z kolei szeroka na 20 m spada do kanionu głębokiego na 70 m. Gulfoss działa na wszystkie zmysły: widoki są zachwycające a wodospad jest blisko więc widzowie są zraszani pyłem wodnym i ogłuszani hukiem spadającej wody. Na parkingu przed wodospadem stały typowe dla Islandii pojazdy turystyczne: przerobione na autobusy ogromne, ośmiokołowe ciężarówki. Takimi pojazdami da się dojechać prawie wszędzie :)
Po zwiedzaniu Gullfossa skierowaliśmy się drogą 35 na południowy-wschód, do Kerið gdzie znajduje się krater po erupcji wulkanu Grimsnes. Ogromna dziura w ziemi zalana jest wodą - to jezioro ma głębokość 55 metrów! Obeszliśmy krater dookoła cykając zdjęcia a następnie ruszyliśmy w dalszą trasę kierując się drogą nr 36 do parku narodowego Þingvellir (Thingvellir), który w 2004 r. został wpisany na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Teren ten leży w miejscu, gdzie stykają się płyty tektoniczne euroazjatycka i północnoamerykańska. Obserwuje się tu sporą aktywność sejsmiczną i wulkaniczną, a powierzchnia ziemi poprzecinana jest licznymi szczelinami, wśród których największa tworzy głęboki wąwóz Almannagjá.
Za parkiem skręciliśmy w drogę nr 48, zrobiliśmy krótki przystanek przy wodospadzie Þórufoss. Jakiś czas później oczom naszym ukazał się Hvalfjörður - "wielorybi fjord" o długości ok. 30 km. i szerokości 5 km. Do lat 80 XX w. poławiano tu walenie, na brzegu znajdowała się największa w Islandii stacja wielorybnicza. Skręciliśmy na malowniczą drogę nr 47, mając po lewej stronie wody fjordu, a po prawej - góry. Po kilkunastu kilometrach dotarliśmy na parking przed pieszą trasą turystyczną, która prowadzi wzdłuż strumieni, przez jaskinie, pola lawowe i strome skały do wodospadu Glymur - drugiego pod względem wysokości na Islandii.
Trasa jest średnio trudna, długa, czasami trzeba się wspinać po stromych skałach, a w pewnym momencie - przejść przez rwącą i dość głęboką górską rzekę. Dla nas ta rzeka okazała się nie do przebycia mimo kilku prób w różnych miejscach. Mocny nurt rzeki sięgał nam do pasa a śliskie kamienie groziły kąpielą w lodowatej wodzie. Okazało się, że ktoś przestawił na jeden z brzegów rzeki pień po którym można było wcześniej przejść pomiędzy oboma brzegami. Byliśmy więc skazani na wędrówkę po jednej stronie rzeki. Wędrówka do samego wodospadu Glymur z parkingu trwa około 3 godzin (w obie strony, z przystankami). Nie spotkamy tu tłumów a krajobrazy są cudowne, więc trasę Botnsdalur należy koniecznie uwzględnić przy zwiedzaniu Islandii.
Po spacerze do Glymura wróciliśmy nad brzeg fjordu - tym razem północny, by po kilku kilometrach trasy zatrzymać się przy dawnej stacji wielorybniczej, gdzie do dziś stoją dwa statki dawniej poławiające wielkie walenie. Później, drogą wzdłuż fjordu dojechaliśmy do tunelu Hvalfjarðargöng. Został on oddany do użytku w 1998, mierzy 5770 metrów długości, z czego 3750 metrów znajduje się pod fiordem, gdzie w najniższym punkcie jezdnia schodzi 165 metrów poniżej poziomu morza!
Po jakimś czasie, wjechaliśmy do Reykjaviku i udaliśmy się na jego zwiedzanie. Pierwszym punktem programu był The Recycled House, położony przy Laugarnestangi 65, nad brzegiem oceanu. Twórcą i właścicielem domu jest Hrafn Gunnlaugsson (reżyser filmowy) a jego pomysł na swoją siedzibę to budowla ... z elementów wyrzuconych na brzeg przez ocean i rekwizytów z filmów. Budynek wygląda jak złomowisko, głównym materiałem na elewacjach jest tu pordzewiała stal, ale widać również odpady z innych materiałów: betonu, drewna i szkła.
Opuszczamy nabrzeże i docieramy do symbolu stolicy - kościóła Hallgrímskirkja. Strzelisty i ekspresyjny budynek jest bazą dalszego zwiedzenia Reykjaviku. Możliwy jest też wjazd windą na szczyt kościelnej wieży i kontemplowanie widoku na miasto i otaczające je zatokę i góry. Uliczką pełną sklepów i kolorowych domków docieramy do Skólavörðustígur - miejsca gdzie nawierzchnia jest pomalowana w tęczowe kolory i dostępna jest tylko dla pieszych. To kultowe miejsce, gdzie każdy robi sobie sweet focię na "fejsa" lub instagram.
Wracając na nadbrzeże Reykjaviku docieramy do słynnego współczesnego budynku - Harpa Concert Hall and Conference Center. Autorem projektu jest duńska pracownia Henning Larsen Architects i islandzka Batteríið Architects. Z kolei artysta Olafur Eliasson jest autorem koncepcji fasady budynku, która czerpie z islandzkiej natury i lokalnych materiałów.
Ten dzień zakończyliśmy oglądając z tarasu na 11 piętrze zachód słońca nad Reykjavikiem.